niedziela, 22 września 2019

ŚWIATŁO GWIAZD- RECENZJA

Czy Wy również dziś za oknami macie taka wspaniałą, piękną, polską, złota jesień? Serce się raduje i aż się nogi rwą
same, by wyjść i pospacerować, delektując się promyczkami słonka i pierwszymi kolorowymi listkami.
Niektórzy z Nas chętnie wyrzuciliby z kalendarza te porę roku, szczególnie gdy nadejdzie ta mniej słoneczna, a ponura i deszczowa. Wszystkich , którzy czasem wierzą, że może tego roku się uda, chcę niestety  rozczarować. Jesień wpisana jest na stałe i w nasz kalendarz i w nasze życie, które od dzieciństwa po młodość, zmierza właśnie ku tej jesieni. 
W najnowszej powieści Krysi Mirek ,,Światło gwiazd", a zarazem ostatniej IV części serii Willa pod kasztanem, najwięcej czasu pisarka poświęciła właśnie na dojrzałe bohaterki i ich przemyślane  uczucia, miłości, rozterki.
Spotykany poznany w pierwszej części serii wątek Doroty, która zostając wdową. Mąż umiera nagle, nie mogłoby być inaczej- w pracy, pogrążony w papierach. To własnie praca zabiła całe uczucie, które było pomiędzy małżonkami,a teraz zabiera również samego Mariusza. Pozornie przy dzieciach, rodzinie, znajomych biznesowych stwarzają pozór idealnego związku, lecz wielu z nich dopiero po śmierci męża Doroty poznaje prawdę, o małżeństwie którego tak na prawdę dawno już nie ma. Dorota stojąc u drzwi nowego jutra, poznaje przesympatycznego astrofizyka, który gotów jest przychylić jej niebo i wszystkie gwiazdy- dosłownie i  w przenośni. Kobieta targana sprzecznymi racjami, za i przeciw, stawia wszystko na jedna kartę i daje szanse na rozwój tego uczucia, mimo wielkiego sprzeciwu dzieci. Podejmuje ryzykowne decyzje, wyprowadza się z domu, który nawet na papierze jest tylko w posiadaniu dzieci- mąż bowiem nie pozostawił jej niczego. Chęć zmiany, chęć lepszego jutra oraz przeżycia jeszcze czegoś pięknego w  w swoim życiu jest dla niej siła napędową, która dodaje jej nadziei, że może być jeszcze pięknie. Jako dojrzała kobieta wybiera dobrze. Jest szczęśliwa. Z czasem widzą to również dzieci, z którymi odzyskuje dobry kontakt.  
Babcia Kalina i Ludwik, to kolejny dowód na to, że miłość w kwiecie wieku jest możliwa. Może nie taka z motylami w brzuchu, nie pełna ognistych uniesień, ale świadoma, może trochę dyskretna przed światem, nikomu nie narzucająca swojego oblicza. Miłość piękna, dojrzała, pewna poczynionych kroków. Takiej miłości życzyłabym każdemu z Nas. 
W powieści najdziemy również perypetie miłosne Bartka, Magdy, Michała- trójki rodzeństwa których los postawił tuz obok babci Kaliny, wspierającej ich w każdym trudnym momencie ich życia.  Tak jak w przypadku Doroty i babci Kaliny, tak i tutaj szczerze kibicowałam Magdzie i Antkowi,którym los spłatał niemałego figla. Ale czy słusznie? A może własnie złączył to co złączone być powinno? Powieść troszkę mnie zaskoczyła, spodziewałam się zupełnie innego zakończenia, no ale cóż...Młodzieńcze uczucia są przekorne, potrafią przylecieć nie wiadomo skąd, by ulecieć zaraz w innym kierunku.Do miłości nikogo zmusić się nie da. Ona wybiera sama, czasem mniej lub bardziej celnie lokując w nas to uczucie. A jak już trafi prosto w serce, nie warto się bronić, uciekać, czasem to co najbardziej zasiewa obawy, potem okazuje się być tym wyczekiwaniem. 
,,Światło gwiazd to lektura idealna na długie, jesienne wieczory, choć ja pochłonęłam ją w kilka godzin- bo była wyczekiwaną pozycją wśród nowości wydawniczych. 
Wszystkim serdecznie polecam, a Panią, Pani Krysiu proszę o więcej..bo mam niedosyt. Tyle się jeszcze przecież może wydarzyć w Willi pod kasztanem. I choć każdy z Nas taka swoją wille pod kasztanem gdzieś ma, najczęściej ukryta właśnie na dnie serducha, to ja z chęcią jeszcze raz wybiorę się do tej z powieści, razem z bohaterami, którzy stali mi się bardzo bliscy. Nawet Patrycja i Iwona- żona i kochanka syna Kaliny, zyskały na plus, gdy ich los był w pani rękach i ciekawa jestem jak obie panie dalej pokierują swoja przyszłością. 
Autor:Krystyna Mirek
Tytuł: Światło gwiazd
Wydawnictwo: Edipresse Książki
Stron:320
Oprawa: miękka

poniedziałek, 9 września 2019

DROŻDŻOWE RACUCHY JAK U BABCI

Każdy z Nas ma w swej pamięci dania, które kojarzą mu się z beztroskim dzieciństwem.
Mój wspaniały czas spędziłam w większej mierze na wsi. Najpierw pierwsze sześć lat swojego życia, potem każde wakacje, weekendy, ferie..Najpiękniejsze wspomnienia związane z kochana Babcią i jej prosta , a jak smaczną kuchnią. 
Drożdżowe racuchy miały moc ściągania z najlepszej zabawy. Kiedy tylko w powietrzu unosił się zapach drożdżowego smażonego ciasta zaraz byłam obok. Każdy racuch o innym kształcie, każdy obficie posypany cukrem pudrem! Coś wspaniałego. Do dziś mam w ustach ten smak, a do nich kubek ciepłego mleka wprost od krówki ;) Dziś skaza białkowa, laktoza oraz po prostu brak krów w każdym gospodarstwie na wsi uniemożliwiają dzieciom poznanie tych smaków, które zapamiętałam do dzisiaj. 
Racuchy smażę moim chłopakom co raz, gdy tylko najdzie mnie na nie ochota. Ze szklanka mleka ( co prawda z kartonika) smakują równie dobrze. Szkoda tylko że brak tej magii mojego dzieciństwa i wspaniałego zapachu wsi. 
Składniki:
3 szklanki mąki
30 g drożdży
1,5 szklanki ciepłego mleka
3 łyżki cukru
1 jajko
szczypta soli
olej do smażenia
cukier puder do posypania
Wykonanie:
* Drożdże kruszymy, dodajemy cukier, 2 łyżki mąki oraz 4 łyżki mleka. Rozrabiamy. Odstawiamy w cieple miejsce, aby podrosło. 
* Do miski wsypujemy mąkę, dodajemy sól, jajko, zaczyn, resztę mleka. Dobrze mieszamy.
* Rozgrzewamy olej. Łyżką nabieramy porcje ciasta, kładziemy na olej, smażymy na rumiano  z obu stron. 
* Gotowe posypujemy cukrem pudrem.