Długo zastanawiałam się czy napisać tego posta. Wiem....Troszkę może ponudzę, ale wytrwajcie do końca. To tylko chwila, tyle zajmie przeczytanie tego co mam Wam dziś do powiedzenia. Chcę Was ostrzec, aby nikt już więcej nie musiał przejśc tego, co przeszłam ja. Ten strach..te łzy...tego wszystkiego możnaby uniknąć. Ale po kolei...
Jak każda matka troszcząca się o swoje dzieci, o rodzinę dbam o siebie, o swoje zdrowie...po to żeby w 100% być z Nimi, cieszyć się każdym dniem, wspierać, pomagać realizować cele, cieszyć się z kolejnych osiagnięc i sukcesów. Kiedy więc na kolejnej wizycie u mojego lekarza, ten zaproponował mi tabletki na uregulowanie hormonów, co spowoduje polepszenie mojego zdrowia , samopoczucia ...nie zawachałam się. Przecież będzie tylko lepiej....Po ok 2 tygodniach zaczęłam podupadać na zdrowiu. Najpierw rwa biodrowa( po raz pierwszy w życiu) , następnie za jakiś czas silna alergia- trudności z oddychaniem, męczenie się przy najmniejszych wysiłkach- z czasem nawet rozmowa zaczęła sprawiać mi trudności.. Potem doszły silne bóle okolicy żebrowej, szczególnie przy oddychaniu, w pozcji leżącej. W końcu bardzo bolesna rwa barkowa na którą nawet zastrzyki podawane co któryś dzień na pogotowiu nie pomagały.Chodziłam od lekarza do lekarza,wekendowe wieczory spędzałam na SOR aby dali mi coś przeciwbólowego...Portfel malał, lekarze wynajdywali coraz to nowe schorzenia, dopisywali kolejne leki.A ja się wcale nie czułam lepiej. Faszerowałam się tymi wszystkimi tabletkami, dostalam nawet zastrzyk sterydowy dzieki któremu ok miesiąca miało nie być duszności,a które coraz bardziej mi przeszkadzały. Którejś niedzieli po kolejnym zastrzyku na pogotowiu- tym razem Pyralgina z Papaweryną poczułam się lepiej. Przespałam nawet całą noc. Rano wstałam wyspana- pierwszy raz od jakiegoś już czasu- bo ból nie dawał mi nigdy spokojnie wypocząc do rana. Zjadłam śniadanie, ubralam sie , wyszłam po świeże bułeczki dzieciakom do szkoły. Był fajny, dość ciepły jeszcze ranek. Zachłysnęłam się tym świeżym powietrzem. Tak, zachłysnęłam się w dosłownym tego słowa znaczeniu ...Zaczęło brakować mi tchu, momentalnie zasłabłam, oblałam się zimnym potem a silny ból w klatce piersiowej aż posadził mnie na chodniku przed blokiem. Było jeszcze wcześnie nikogo nie było w pobliżu pomału udało mi się wrócić do domu. Obudziłam synów.Sama się położyłam z nadzieją że minie...że przejdzie....że zaraz zrobię im śniadanie i pójdą do szkoły. Nie mijało,a ja czułam się coraz słabiej. Trafiłam na SOR . Od razu zrobiono mi ekg- wyszło idealne. Pobrano mi krew, podłączona kroplówkę. Po jakiejś godzinie okazało się że mam podwyższony wskaźnik sercowy który wskazuje na zawał serca, ekg jednak niczego złego nie wskazywało. Po 2 godzinach ponownie pobrano krew na badanie, wynik był wyższy niż ten poprzedni. Znów wykonano ekg- wszystko w normie.Lekarz zapytał mnie czy wyrażam zgodę na hospitalizację, ponieważ coś się złego dzieje ale tutaj nie są w stanie mi już pomóc. Zgodziłam się, tym bardziej że czułam że czuję się coraqz gorzej. Ileża można cierpieć? Tym bardziej że to już trwało ponad 2 tyg.
Przewieziono mnie na oddział, wykonano rtg klatki pierwsiowej,następnie echo serca. Tu już doktor nie miał wątpliwości. Przeciążona prawa komora serca, ZATOR PŁUCA. Zbladłam, mimo że i tak byłam słaba i blada. Momentalnie zostałam przewieziona na badanie TK tętnic płucnych, które tylko potwierdziło diagnozę. Badanie krwi na D-dimery potwierdziło fakt że moja krew była baaaaardzo gęsta. Powstał skrzep, który popłynął zatykając dojście do płuc.Boże!!! Ale jak to, dlaczego ? skąd? Wiedziałam że to poważna choroba ale nie mogłam zrozumieć skąd ona u mnie? Jestem młoda, nie palę, nie jestem otyła, nie mam żylaków, nie jestem obciążona genetycznie...2 tygodnie na oddziale, całodobowa pompa z heparyną, kroplówki...Bezsenne noce, strach co przyniesie jutro. Szczególnie cięzko było jak na mojej ,,R" zmarły osoby.Jeszcze większy strach, obawa czy się obudzę jutro rano. ...Jak dobrze że miałam łózko przy oknie przynajmniej leżąc mogłam patrzeć przez większą część nocy co się tam dzieje- a tak na prawdę wszystko stało w miejscu, miasto spało- to tylko w mojej głowie było wszystko.Dobrze że skrzep nie powędrowal do głowy i nie spowodował udaru, który też grozi w takiej sytuacji. Wtedy by pewnie nie było tego posta, ani żadneg kolejnego :(
Tabletki hormonalne.....to one były sprawcą tego całego zamieszania. (Te same które dostałam, aby uregolować hormony, aby czuc się lepiej).Ja wiem. Na ulotce o tym pisze. Jest też wspomniane o robieniu kontrolnych badań. Ja nie dostałam żadnego skierowania. Nie przebadano mnie ani przed stosowaniem leku, ani w trakcie. Są limity na badania, szuka się oszczędności...Ja to wiem, ja to rozumiem. Ale dlaczego lekarz które przyjmuje na dzień ok 90 pacjentek nie powiedział mi zebym sama zrobiła sobie te badania. Nie poszkodowałabym sobie tych kilku zł ....Ta oszczędnośc ok 10 zł przychodni wyszła na dobre. Pewnie mało kto dostaje takie skierowania więc rzeczywiście jakieś tam pieniądze zostają.Ja mało nie przypłaciłam tego życiem. A moja rodzina, moje dzieci? Ich łzy? Ich obawy? Więcej są warte niż te marne 10 zł. A ja? ...Moje leczenie teraz kosztuje kilkaset zł na miesiąc. Póki co bedzie trwało 3 miesiące, podczas których mam odpoczywać, nie przeciążać się, tym bardziej że w opłucnej została mi jeszcze woda która daje o sobie znać szczególnie jak pochodzę. Kaszel...ból....Dlaczego to ja mam płacić za czyjeś oszczędności? Kochani, nie pozwólcie aby przez winę lekarzy ważył się los Wasz czy waszych bliskich. Upominajcie się o to co Nam się należy, bo to jest w ich zas.....ym obowiązku,żeby lecząc monitorować jak to leczenie wygląda.To się Nam należy. Każdy lek na jedno pomaga na drugie szkodzi. Czytajcie etykiety, upominajcie sie o badanie które są na nich wspominane jako konieczne do monitorowania leczenia. Robicie to dla siebie i swoich bliskich. Pamiętajcie o tym każdego dnia.

PODSUMOWANIE:czyli moje przemyślenia
Kiedy się jest jeszcze stosunkowo młodym , szczególnie jak sie ma te dwadzieścia- czy trzydzieści- pare lat człowiek myśli, że mając pracę, pieniądze, dom czyli te wszystkie dobra materialne oraz szczęśliwą rodzinę ma się wszystko. Zapominamy czasem w tym pędzie, w tym biegu, o sobie,o zdrowiu. Dopiero w takich chwilach kiedy grunt się wali pod nogami, kiedy ta niepewność jutra daje się we znaki... kiedy wiesz, że za moment to wszystko co było, co dokonałeś może być tylko wspomnieniem dla bliskich... dopiero wtedy zdajesz sobie sprawę, że jednak to zdrowie jest tym czego powinnismy pragnąć najbardziej. Dbajmy o siebie, o swoich bliskich. Życie jest za piękne żeby tak szybko się z nim rozstawać - jeszcze nie teraz!. Spojrzałam inaczej na siebie, na najbliższych, na przyjaciół, codziennnych znajomych. Jak się miło rozczarowałam tymi którzy do tej pory pozostawali gdzieś w cieniu a teraz byli obok mnie. Oczywiście nie obyło się bez tych mniej przyjemnych rozczarowań. Takich prawdziwych znajomych z którymi codzienne relacje ma się takie dobre.Przyjaciół poznajemy w biedzie. To prawda. Napić się piwa można z każdym do tego nie potrzeba przyjaźni, przyjaciel to coś więcej.Przyjaciel pamięta także w mniej przyjemnych momentach życia. Tym moim prawdziwym oraz rodzinie Dziękuję ! <3